| Źródło: https://web.facebook.com/ireneusz.dzienisiewicz
Biegiem wzmacniam głowę - rozmowa z Ireneuszem Dzienisiewiczem
- Nie jest tajemnicą, że bieganie to Twoja pasja. Jak długo biegasz?
- Zacząłem w kwietniu 2002 roku, więc to jest mój 16 rok biegania.
- Jaki sport był wcześniej?
- Imałem się różnych sportów, trochę kopałem w piłkę. Generalnie bieganie jest takim sportem, do którego podszedłem w sposób systemowy, że autentycznie go trenuję.
- Bieg 7 Dolin to Twoje największe sportowe osiągnięcie?
- Nie traktuję tego w kategoriach osiągnięcia, bo osiągnięciem może być stanie na podium. Ale ok, możemy to nazwać takim moim osobistym sukcesem, bo traktuję to jako próbę zmierzenia się ze sobą i walki ze swoimi słabościami. Udział w biegu dał mi niesamowitą satysfakcję. Od paru dni jestem na takim ogromnym ładunku emocjonalnym i cieszę się z tego powodu jak małe dziecko.
W zasadzie przeszedłem teraz na inną dyscyplinę sportu: biegi ultra i biegi górskie, które są zupełnie czymś innym niż biegi uliczne, o czym zresztą boleśnie się przekonałem w czasie startu (śmiech). Biegi ultra to jest ten kierunek, w którym idę. W ostatnich latach pojawiły się braki motywacyjne, jeżeli chodzi o trenowanie pod biegi uliczne. To znaczy trenowałem, ale miałem brak chęci do startów. Biegi górskie to takie nowe wyzwanie i kierunek, w którym doskonale się czuję.
- W takim razie jaki jest Twój poprzedni największy wyczyn / sukces?
- Wcześniej przy biegach ulicznych dużo było biegania na czas, na straszne tempo. Zdarzały mi się biegi, np. 10 kilometrów w 36,5 minuty albo półmaraton w 1 godzinę i 19 minut, więc było parę takich miłych rzeczy. Natomiast, zawsze mniej podchodziłem do biegania w taki sposób, że liczy się wynik i miejsce, bo znam swoje miejsce w szeregu. Na wyczyn nie mam czasu, poza tym jest już za późno, żebym był wyczynowcem. Bardziej podchodziłem do biegania jako formy samorozwoju i samodoskonalenia. Zawsze na pytanie: po co biegasz, odpowiadam: dlatego, żeby wzmacniać swoją głowę. Ciało słabnie z wiekiem, a głowa im dłużej jest sprawna, tym lepiej funkcjonujemy.
Co ciekawego wydarzyło się podczas biegu w Krynicy-Zdrój, co zapadnie Ci w pamięć?
W okolicach 65 kilometra w jednej z miejscowości - niedaleko końca etapu dwóch biegaczy z "setki" bardzo mocno kusiło piwem. Namawiali żeby dać spokój i dołączyć do nich. Było gorąco, a do mety jeszcze daleko. To był jeden z tych trudnych momentów.
Z kolei na 66 kilometrze miałem duży kryzys podczas przebrania. Ta wydawałoby się prosta czynność zabrała mi na tyle dużo czasu, że miałem bardzo poważny problem z powróceniem na trasę.
Ciekawostką była konieczność pokonanie stoku narciarskiego - Wierchomla. W górę i w dół oczywiście.
Trudny teren i różnica wysokości, czy jest coś jeszcze na co trzeba być gotowym?
Dodałbym jeszcze różnicę temperatur. Podczas startu w nocy na Jaworzynie wiał silny wiatr, a temperatura oscylowała w granicach 2 stopni Celsjusza. Około 70 kilometra było to już 28 stopni.
- Jak czuje się organizm w kolejnych dniach po takim biegu?
- Ból i wysoka gorączka. Po zakończeniu biegu musiałem wziąć leki na zbicie temperatury, żebym mógł zasnąć. Spało mi się dosyć dobrze, aczkolwiek trzeba było wcześnie wstać ze względu na kilkunastogodzinną podróż z Krynicy-Zdrój do Ełku. To wszystko było dosyć męczące. Pod koniec drugiej doby od zakończenia biegu zaczęło mi się poprawiać, zacząłem już w miarę normalnie schodzić po schodach, ale bóle mięśni mam do dziś i pewnie jeszcze trochę to potrwa. Na pewno jest to, szczególnie przy debiucie, ogromny wysiłek, ale tak też było przy maratonach. Po pierwszym i drugim maratonie czułem to jeszcze w kościach, po dwudziestym już nic nie czułem. Po prostu przechodziło, bo człowiek się wytrenował. Tak samo tutaj. Na pewno zostaję w 100-kilometrowych biegach górskich na kilka najbliższych lat i wiem, że w ciągu tych kilku lat ta odporność się wyrobi. Oby tylko zdrowie dopisało.
- Nie korci cię tak popularny Runmageddon?
- Gdyby był na dystansie 100 kilometrów, po górach i bez przeszkód, to tak (śmiech). Jednak wiem, że nie jest to profil imprez, które są adresowane do mnie i które mnie kręcą.
- Co dalej? Jakie wyzwanie?
- Trening, trening i jeszcze raz trening. Na pewno za rok ponownie Bieg 7 Dolin. Stawiam sobie cel, że chcę wejść do pierwszej setki biegaczy i twierdzę, że jest to do zrobienia. Mam duże rezerwy.
- Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych pokonanych kilometrów na następnych ultramaratonach!
Wykres przedstawiający różnicę wysokości podczas biegu. Od około 570 m do najwyżej położonego punktu na Radziejowej, max 1262 m n.p.m.
Ireneusz Dzienisiewicz podczas maratonu w 2015 roku. Zdjęcie prywatne.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj